Oglądałem kilka dni temu film polski. Rzadko o nich wspominam, albowiem oglądanie polskich dzieł filmowych wielce frustruje. I oto zdarzył się świąteczny cud, serial o tytule „Powrót”. Sam w sobie nie jest on oryginalny. Temat filmu jest już od lat opracowywany oraz przepracowywany na całym świecie. Ja sam tytułuję go syndromem Łazarza.
Bohater tego serialu umiera, a potem zmartwychwstaje. Szczęśliwy z tego powodu biegnie zadowolony do żony i córki... a tam żona w kilka dni po pochówku zabawia się w łóżku z obcym panem.
Teraz, mam nadzieję, że łatwiej będzie powiedzieć coś o mantrze wieku XXI - związku partnerskim.
Ogólnie warto wspomnieć, że Jezus wskrzeszając Łazarza zadowolił wiele osób, jednocześnie zawodząc umarłego kilka dni wcześniej ewangelicznego zombie.
Taki „zombie” jest właśnie partnerem-symptomem, kimś, choć bywa, że i czymś, kto ma być nim przez całe życie. Partner-symptom jest oblubieńcem kobiet. Męska wersja partnera/partnerki jest spotykana w zasadzie tylko w biznesie... czyli partnerem sprowadzonym do czegoś, najczęściej pobudzacza, afrodyzjaku (np. viagra), panienki z okienka, jednowymiarowej kobiety (np. plakatówki).
Jakiś czas temu usłyszałem, jak dziewczyna powiedziała, że ma partnera. Pomyśleć można, że OK, ale była ona dopiero po 3 randkach. Oczywiście, jej „partner” nie wiedział o tym, że jest kimś takim. Więcej, przyznała i to, że jeszcze go nie kocha, ani nie jest zakochana. Na czwartej randce oznajmiła swemu „partnerowi”, że zamieszkają razem. W konsekwencji tenże „partner” odpartnerowił się.
A ja usłyszałem potem, że, no cóż, „wszyscy faceci są tacy sami”.
Naprawdę nie powinno dziwić nawet najbardziej feministycznych kobiet, że mężczyźni olewają zdolności poznawcze kobiet, preferując ich walory zewnętrzne.
Ale to tylko uwagi na marginesie, wszelako mające swoją wagę. Albowiem skutkiem tych uwag jest stwierdzenie, że panowie wolą panie jako fetysze, a nie dusze.